Echo Maryi Królowej Pokoju
Strona Główna » Menu » Menu Górne » Strona Główna » Orędzie z 25.07.2022r + wywiad z Marią

Orędzie z 25.07.2022r + wywiad z Marią

„Drogie dzieci! Jestem z wami, by prowadzić was drogą nawrócenia, gdyż kochane dzieci, przez swoje życie możecie przybliżyć wiele dusz do mego Syna. Bądźcie radosnymi świadkami Słowa Bożego i miłości, z nadzieją w sercu, która przezwycięża każde zło. Przebaczcie tym, którzy czynią wam zło i idźcie drogą świętości. Prowadzę was do mego Syna, by On był dla was Drogą, Prawdą i Życiem. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie”.

 

Właśnie po to!

Wywiad OJCA LIVIO w Radio Maryja z MARIĄ PAVLOVIĆ-LUNETTI 25 lipca 2022 r.

 

O.Livio: Mario! Czy Matka Boża była dziś zatroskana czy radosna?

Marija: W pewnym momencie uśmiechnęła się. Uśmiech Matki Bożej zawsze daje niewypowiedzianą radość. Także orędzie jest pełne nadziei, dodaje otuchy. To jedno z najpiękniejszych orędzi, kiedy Matka Boża mówi: jestem z wami, by prowadzić was drogą  nawrócenia. Maryja jest z nami już ponad 40 lat. Weszliśmy w 42 rok. Maryja nie znużyła się nami, bardzo nas kocha, o czym zapewnia w wielu orędziach, gdy mówi, że Bóg pozwolił Jej przebywać pośród nas. Każdego dnia dziękuję za to Bogu, podobnie jak za ten dar, że mogę być narzędziem, które służy do przekazywania słów Maryi, a jednocześnie narzędziem, które Jej słowa wypełnia, realizując to, do czego Maryja mnie wzywa, podążając drogą nawrócenia, drogą  świętości, w szkole modlitwy.

Kiedy Maryja zagości w naszym codziennym życiu, Raj jest bardzo blisko. Ludzie, którzy tutaj przyjeżdżają, czują w Medziugorju tę bliskość Raju i to ich przyciąga. Dziś przyszła do mnie przyjaciółka i powiedziała mi, że ktoś ją pytał co będzie robiła w Medziugorju, po co jedzie, skoro nic tu nie ma, tylko nieustanna modlitwa. Właśnie po to! W Medziugorju można poczuć bliskość Nieba, dzięki modlitwie możemy przeżywać radość, ponieważ jesteśmy ochrzczeni, ponieważ jesteśmy dziećmi Bożymi, radość z tego, że zostaliśmy zaproszeni na drogę nawrócenia. Właśnie za to codziennie dziękuję Panu Bogu, ponieważ nie tylko sprawił, że jestem chrześcijanką, dając mi łaskę chrztu, lecz także pozwolił, by Maryja prowadziła mnie przez życie.

Jak mówi Matka Boża w dzisiejszym orędziu: Prowadzę was do mego Syna, by On był dla was Drogą, Prawdą i Życiem. Myślę, że nie tylko Drogą, Prawdą i Życiem, lecz także przebaczeniem. Matka Boża dotknęła tak wielu istotnych spraw w tak niewielu słowach. Mówi o Słowie Bożym i miłości. Dzisiejsze orędzie jest bardzo bogate, a jednocześnie zwięzłe – to sama esencja, jest w nim wszystko. To napełnia mnie radością. Także patrząc na świat w tym krytycznym momencie, widzimy różne wydarzenia, wojny, które już trwają i wojny które są przygotowywane przez możnych tego świata.

Kiedy wszystko się dzieje, jednocześnie słyszymy słowa Matki Bożej: przebaczcie tym, którzy czynią wam zło i idźcie drogą świętości. Pamiętam, jak było w czasach komunizmu, jak często byliśmy przytłoczeni groźbami, jak nas niszczono i zastraszano. Wygrażali nam, że skończymy w więzieniu, że zamkną nas w domu wariatów. Pamiętam, jak nas kiedyś zawieźli do zakładu dla psychicznie chorych. Wokół nas panowała ciemność. Tak samo jest i teraz, świat pogrąża się w mroku – a Maryja przynosi nam nadzieję, przynosi nam swego Syna, Jezusa i przypomina, że to On jest Drogą, Prawdą i Życiem. To dla człowieka oznacza nowe życie. Matka Boża mówiła kiedyś, żebyśmy rozpoczęli nowe życie. To wyzwanie dla mnie, jako matki, żony, także wyzwanie misyjne, na miarę moich skromnych możliwości. Każdy z nas jest wezwany do tego, aby wejść na drogę nawrócenia, gdyż  przez swoje życie możemy przybliżyć wiele dusz do Jej Syna. Widzimy jak wiele osób jest pogrążonych w rozpaczy, ilu jest chorych, ilu straciło nadzieję… a Matka Boża mówi:  przez swoje życie możecie przybliżyć wiele dusz do mego Syna.  

Doświadczyłam tego wielokrotnie, widziałam jak ludzie zbliżali się do Boga – w różnych okolicznościach. Jako Maria nie mogę dać nic, ale jako chrześcijanka, mam wiele do zaoferowania: mogę dać modlitwę, pocieszenie, mogę drugiego człowieka z miłością przyjąć, wysłuchać, okazać mu życzliwość – otwiera się cały świat, ogromne bogactwo, gdy tylko pomyślimy o naszym chrześcijańskim powołaniu.

O.L.: W pełni podzielam piękno tego orędzia, to prawdziwa symfonia. Chciałbym pochylić się nad kilkoma wyrażeniami. Zauważyłem, że w ostatnich sześciu orędziach, od stycznia do teraz, Matka Boża mówiła o szatanie i o wojnie. A dzisiejsze orędzie jest pełne światła i nadziei. Chciałbym podkreślić jedną rzecz, a mianowicie, że od jakiegoś czasu Matka Boża podkreśla fakt, że Bóg Ją posłał, aby nas prowadziła. To znaczy, wyjaśnia, że jest przewodnikiem dla nas, niejednokrotnie błądzących bez celu. Otacza nas świat bez celu i bez sensu, świat w którym nie ma miejsca na wieczność ani na drogę wiodącą do Nieba. Tymczasem Maryja podkreśla, że jest przewodniczką która nas prowadzi, przy czym to prowadzenie jest matczyne, nie zastępuje pasterzy Kościoła. Matka Boża podkreśla, że w tym czasie wielkiego zagubienia jest przewodniczką, która prowadzi miliony dusz.

M.: To prawda – i to widać, także za pośrednictwem wielu osób, które  przyjeżdżały do Medziugorja przez te wszystkie lata. Kiedy przychodzą trudne chwile, co robili ci ludzie? Przyjeżdżali do tego miejsca, w którym odnaleźli oazę, gdzie dostrzegają szczególny skrawek ziemi, który styka się z Niebem, gdzie czują się kochani, życzliwie przyjęci, gdzie znajdują  akceptację i zrozumienie. Niedawno zakończyły się rekolekcje dla kapłanów. Mówili o tym, jak pięknym przeżyciem jest doświadczenie wspólnoty, przebywania ze współbraćmi. Któregoś dnia widziałam dwóch księży, którzy próbowali się porozumieć. Obydwaj w starszym wieku, każdy z innego krańca świata. Kiedy do nich podeszłam, spytałam w jakim języku rozmawiali. Odpowiedzieli mi śmiejąc się, że w końcu znaleźli wspólny język i zaczęli prowadzić rozmowę po łacinie.

O.L.: Kiedyś łacina była językiem Kościoła Zachodniego.

M.: Dzisiaj ludzie zwykle rozmawiają między sobą po angielsku. Kiedyś takim językiem powszechnie znanym na świecie był język francuski, teraz angielski zyskał na popularności i ludzie młodego pokolenia porozumiewają się po angielsku – i dzięki temu mogą się zrozumieć.

O.L.: Uderzyło mnie, jak doniosłą sprawą jest nasze nawrócenie, jakie to ważne, aby mogły się nawracać kolejne osoby. Jeśli ktoś doświadcza nawrócenia, jest to zjawisko, które nigdy nie przechodzi niezauważone. Jeśli potrafimy kontynuować tę drogę, jeśli trwamy przy Bogu, możemy pociągnąć za sobą wiele innych dusz – i tego może dokonać każdy z nas, nawet ludzie prości, nawet dzieci, nastolatkowie czy ludzie w podeszłym wieku. Stajemy się apostołami przez własne nawrócenie.

M.: To prawda! Pamiętam jak pojechaliśmy do Rosji, z polecenia Jana Pawła II, aby dokonać aktu poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Doskonale pamiętam rosyjską rodzinę, u której wówczas nocowałam. Kapłani, którzy z nami byli i Biskup Hnilica zatrzymali się u księży, a ja byłam u tej rodziny. Codziennie wieczorem nastoletnie dzieci tych ludzi miały misję do spełnienia. Zaraz po kolacji jeden z chłopców brał gitarę i wszyscy wychodzili. Stawali sobie gdzieś na rogu ulicy i śpiewali pieśni religijne, na początek dwie – trzy osoby, potem dołączali kolejni ludzie z parafii. Śpiewali, żeby w ten sposób dotrzeć do młodych ludzi. To się działo jeszcze przed upadkiem komunizmu.

Wyobraźmy sobie, że w naszych parafiach dzieje się podobnie. Że wychodzimy do ludzi, zamiast zamykać się w domach. Zaczynamy dawać świadectwo, grać na instrumentach i śpiewać, albo czytać Pismo Święte, na przykład Psalmy – głosząc w ten sposób Słowo Boże. Kilka lat temu  krążył w internecie film: jakiś zakonnik chodził po rynku, pomagał nosić skrzynki z owocami, ustawiał je – i jednocześnie cytował fragmenty Pisma Świętego. W Nowym Jorku byli Franciszkanie Konwentualni, którzy noszą tam szare habity, często chodzili z Najświętszym Sakramentem, żeby błogosławić przechodniów i ulice. We Włoszech też są młodzi ludzie, którzy wychodzą z misją głoszenia Słowa Bożego, docierają do różnych miejsc, takich jak plaże czy ulice wielkich miast. Zapraszają ludzi do kościoła, mówią, że jest możliwość spowiedzi, odpowiadają na różne pytania.

Często zdarza się, że młodzi ludzie stracili wiarę, pogubili się w życiu, jest wiele pytań, które ich nurtują – i chcą poznać odpowiedź. Gdy pojawiają się życzliwe osoby, które potrafią ich wysłuchać, odpowiedzieć, gdy są kapłani, u których można się wyspowiadać, jeśli ktoś jest na to gotowy – to nowa metoda ewangelizacji. Każdy z nas może coś zrobić, poczynając od własnego domu i swoich domowników, od własnej rodziny i parafii. Wystarczy nie być człowiekiem zgorzkniałym, wiecznie z kwaśną miną, tylko osobą kochającą, łagodną, życzliwą dla każdego. Kiedy ktoś wchodzi do kościoła i chce usiąść w ławce, nie gromić go, nie mówić, że miejsce jest zajęte, tylko nieco się przesunąć i zrobić mu trochę miejsca.

O.L.: Widzę, że Matka Boża pobudza do działania swoich apostołów, pełnych miłości, chrześcijan pełnych przekonania, podążających drogą świętości, którzy stają się niejako narzędziami nawrócenia dla wielu dusz. Matka Boża pracuje nad tym od 40 lat, jak myślisz, czy udało Jej się utworzyć zastępy świadków, rozsianych po całym świecie? Z jednej strony widzimy, że świat coraz bardziej oddala się od Boga: wyrzekliście się wiary i odrzuciliście krzyż, staliście się poganami… a z drugiej strony widzimy grupy chrześcijan coraz bardziej ugruntowanych w wierze. Wydaje się, że tylko nieliczni doświadczają nawrócenia.

M.: Myślę, że w tej chwili wyrasta las… Jest takie przysłowie: „Więcej hałasu robi jedno drzewo, które się wali, niż cały las, który rośnie”. Wierzę głęboko, że teraz rośnie cały las. Jest wiele osób rozmiłowanych w Bogu, ludzi, którzy wracają do domu po pielgrzymce do Medziugorja i już nie są tacy sami jak przedtem. Jestem o tym głęboko przekonana i widziałam wiele owoców w życiu ludzi, którzy doznali przemiany. Stopniowo stają się coraz bardziej wytrwali, ugruntowani w wierze, dają świadectwo swoim słowem, swoim życiem i przykładem. Kiedy ktoś pokocha Matkę Bożą, siłą rzeczy, musi pokochać Jezusa, ponieważ Maryja prowadzi nas do swego Syna. Ona kocha Go najbardziej, jest rozmiłowana w Eucharystii, adorująca. Wiele razy mówiła, że jest obecna wszędzie tam, gdzie jest Jezus, gdzie jest adoracja. Ona jest pierwszym Tabernakulum, ponieważ nosiła Jezusa w swoim łonie, Ona jest tą, która kocha Jezusa i adoruje Go – a my powinniśmy stać się tacy jak Ona. Kiedy Matka Boża mówi o Swoim Synu Jezusie, widzę osobą kochającą bezgranicznie, tę ogromną miłość widać w Jej oczach, w całej postawie, wszystko w Niej mówi o miłości do Jezusa i do Boga, który pozwolił Jej przebywać wśród nas. Jej wdzięczność i miłość jest nie do opisania. Ona przychodzi do nas z Nieba, żeby nas prowadzić, przypomina, że nasze życie jest krótkie, że mamy przed sobą całą wieczność. Chce nas oswoić z myślą o Niebie, kiedy mówi, żebyśmy żyli Niebem już tu, na ziemi. A jak my postępujemy? Wręcz odwrotnie. Tak pięknie jest kochać Boga i bliźniego, okazywać życzliwość człowiekowi, który może być twoim sąsiadem, kolegą z pracy, rodzonym bratem lub siostrą. Ty masz swoje życie, ja mam swoje życie – ale jestem tu – zawsze możesz na mnie liczyć, kiedy tylko będziesz mnie potrzebować. Widzę, zwłaszcza u ludzi starszych, że potrzebna jest im taka pewność – nawet jeśli niczego im nie brakuje pod względem materialnym. Spotykam też ludzi starszych, którzy mówią, że żyją jak w klasztorze: modlą się, żyją tak, jakby tkali piękny arras. To też jest przygotowanie do Raju. Kiedy przychodzi starość, stajemy się bardziej świadomi tego, jak bardzo ulotne jest życie doczesne, jak szybko przemija, że zmierzamy do wieczności. Przywiązujemy mniejszą wagę do rzeczy materialnych, bardziej skupiamy się na sprawach duchowych. To rzecz bardzo piękna, którą Bóg zaszczepił w ludzkim sercu, obdarzając nas taką właśnie wrażliwością.

O.L.: Chciałbym zadać ci szczególne pytanie. Widziałaś dzisiaj Matkę Bożą. Patrzyłaś Jej w oczy. Mogłabyś opowiedzieć o tym, co czułaś?

M.: Zawsze po spotkaniu z Matką Bożą czujemy ogromną tęsknotę i pragnienie Raju. Kończy się objawienie, które jest jak przedsmak Nieba, a ty zostajesz tu, na ziemi, i czujesz się jak ryba wyjęta z wody… Przy Matce Bożej czuje się ogromne pragnienie Raju, kiedy patrzy się na Jej oczy, na Jej uśmiech i Jej oblicze.

O.L.: Pracowałem dzisiaj nad wywiadem, którego kiedyś udzielił Jakov dla włoskiego Radia Maryja, wiele lat temu, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Gdy zaczął mówić o spojrzeniu Matki Bożej, przez 10 minut opisywał Jej oczy. Wprawiło mnie to w zdumienie. Pomyślałem sobie, że zapytam Marię, co może powiedzieć o oczach Matki Bożej… Tylko mi nie mów, że tego się nie da opisać!

M.: Spojrzenie Matki Bożej jest piękne i głębokie, pełne łagodności. Wiele lat temu, Jakov miał wtedy 11 lat, w jednym z wywiadów spytano go, jak się czuje, kiedy Matka Boża na niego patrzy. Odpowiedział, że czuje się jakby był nagi, bo Jej spojrzenie jest tak głębokie i przenikliwe, jakby widziała wszystko, co człowiek skrywa w swoim sercu. Przede wszystkim – z oczu Matki Bożej przebija miłość, którą żywi do nas – a tego opisać się nie da. W tym spojrzeniu jest życzliwość, radość i Niebo, słodycz, łagodność i czułość. Człowiek nie może pozostać obojętny.

Myślałam kiedyś, że jako osoba, która widzi Matkę Bożą każdego dnia, mogę się do tego przyzwyczaić, ale tak nie jest. Mogłabym płakać z radości, ponieważ w tych oczach jest tyle słodyczy, w swoim sercu czuję, że odrywam się od wszystkiego co mnie otacza i chciałabym pójść do Nieba już teraz, natychmiast – żeby kontemplować oblicze Matki Bożej nie przez kilka sekund, przez pięć minut czy dwie minuty, czy dziesięć minut – tylko dłużej.  Chciałabym przy niej być, jak Marta i Maria – kiedy Marta troszczyła się o sprawy materialne, Maria wybrała lepszą cząstkę i trwała zasłuchana.

O.L.: Czy zdarza się, że spojrzenie Matki Bożej bywa surowe?

M.: Jest głębokie i bardzo piękne – niekiedy może być surowe. Są takie chwile, gdy pojawia się surowość, ale to nie znaczy, że znika słodycz i łagodność Matki Bożej.

O.L.: Jakie jest spojrzenie Matki Bożej, kiedy wspomina o szatanie?

M.: Kiedy jest mowa o szatanie, spojrzenie Matki Bożej nabiera bardzo poważnego wyrazu, w Jej oczach widać stanowczość, niekiedy nawet smutek. Lecz jednocześnie Maryja mówi, że Bóg daje nam nadzieję, że Bóg jest miłością. Nawet w najtrudniejszych momentach, przez te wszystkie lata Matka Boża przekazywała nam nadzieję, uczyła nas dostrzegać to co dobre. Kiedy słyszę jak ludzie rozprawiają o tym, że spełniają się tajemnice, że zbliżają się wojny – odpowiadam, że zbliża się Niebo. Matka Boża powiedziała, że modlitwą i postem można oddalić nawet wojny. I do tego nas wzywa i zaprasza: byśmy modlili się, podejmowali post i wierzyli, że nawet zażegnanie wojen jest możliwe.

O.L.: Nie należy zapominać słów Ojca Slavko, który kiedyś stwierdził, że najważniejszym orędziem Maryi jest Jej osoba. Dlatego chciałbym Cię prosić, żebyś powiedziała kilka słów o uśmiechu Matki Bożej. Czy zawsze jest uśmiechnięta? Jak się uśmiecha?

M.: Dziś pomyślałam sobie, że udało nam się skraść Jej uśmiech. To dla mnie wielka radość, pewnego rodzaju tryumf. Kiedy Matka Boża przekazuje orędzie, czyni to z wielką godnością, jest w tym majestat królowej, a zarazem łagodność i powaga. Kiedy Matka Boża wypowiada słowa tego samego orędzia, które potem odczytujemy, ono brzmi zupełnie inaczej. Dlatego, że tym słowom towarzyszy oblicze Matki Bożej, wyraz oczu, Jej usta – wszystko to sprawia, że te słowa są jak muzyka, jest w nich coś niebiańskiego. Za każdym razem, kiedy zapisuję te słowa, kiedy je potem odczytuję, chociaż to są dokładnie te same słowa - przeżywam zawód, bo brzmią inaczej. Niejednokrotnie mówiłam Ojcu Slavko, że to są te same słowa, ale brakuje tej miłości i słodyczy, brakuje tej głębi spojrzenia – brakuje tego wszystkiego, co nadaje im niebiańskiego wyrazu.

O.L.: Jaki jest głos Matki Bożej?

M.: Przepiękny, harmonijny, łagodny, także głęboki. Gdy Matka Boża mówi, dotyka najgłębszych sfer ludzkiej duszy. Gdy tylko o tym pomyślę, zaczynam kontemplować, zamykam oczy – pojawia się myśl, że taki jest Raj. Gdzie jest Matka Boża, tam jest Raj. 

O.L.: Ten głos napełnia cię radością?

M.: To nie jest zwykła radość, która przejawia się na zewnątrz. To radość bardzo głęboka, wewnętrzna, subtelna. Nie mogę przyrównać tego do uczuć osoby zakochanej, która zatraca się całkowicie i nieustannie myśli o drugiej osobie. To znacznie więcej, uczucie przepełnione świeżością. Nieraz się zdarza, że osoby żyjące w małżeństwie, osoby, które znają się od dawna, wiedzą o sobie wszystko, a tutaj ciągle jest niezmienna świeżość, która nie znika nawet po 40 latach. Maryja jest z nami już ponad 40 lat, a to się nie zmienia, radość bycia Jej dzieckiem wciąż pozostaje świeża.

Matka Boża od 40 lat zwraca się do nas słowami - drogie dzieci a w sercu wciąż budzi się jasność i duma z tego, że jesteśmy dziećmi Królowej. Pojawia się głębokie poczucie bezpieczeństwa które sprawia, że nie potrzebuję wizyt u psychologa. Nawet jeśli ktoś mnie poniży, nie tracę wewnętrznego szczęścia i spokoju, bo wiem kim jestem. Tożsamość, którą daje nam Maryja, tożsamość  dziecka Bożego, sprawia, że czujemy się szczęśliwi i radośni, czujemy się spełnieni mimo że jesteśmy świadomi swoich wad i słabości. One są w nas – ale wcale nie są najważniejsze.

O.L.: Czy słyszałaś kiedyś jak Matka Boża śpiewa?

M.: Tak! Wiele razy śpiewaliśmy razem z Matką Bożą. Zwłaszcza w pierwszych latach, bardzo często Maryja śpiewała z nami, a my razem z Nią. Proszę to sobie wyobrazić: Wzgórze Objawień, nocą. Jedynym światłem jest światło Księżyca, a my śpiewamy. Wszyscy fałszowaliśmy, a Vicka chyba najbardziej, ale byliśmy szczęśliwi i nikt nie zważał na to, czy fałszuje czy nie – bo śpiewaliśmy z całego serca. W pierwszych latach to wspólne śpiewanie przyciągało wielu pielgrzymów. Śpiewaliśmy wszyscy razem, z ogromną radością. Nieważne kim jesteś, czy fałszujesz czy nie – liczyło się tylko to, że wspólnie śpiewaliśmy pieśni ku czci Matki Bożej. Z pewnością każdy ma jakąś pieśń, która szczególnie do niego przemawia, a kiedy wiele osób śpiewa wspólnie, pieśń nabiera takiej mocy, że można góry przenosić.

O.L.: Czy mi się wydaje, czy kiedyś, w dniu Zwiastowania, Matka Boża niemal tańczyła z radości?

M.: Nie tańczyła. Ale przecież byliśmy dziećmi, nastolatkami – Ona o tym dobrze wiedziała! Nigdy nie byłam w dyskotece, nigdy nie brałam udziału w tego rodzaju zabawie, ale żadna dyskoteka nie może równać się z tym, czego dane nam było doświadczyć. Wewnętrzna radość serca przeżywana w obecności Jezusa i Matki Bożej zostaje w człowieku na zawsze. To jest jak przyjaźń – nawet jeśli nie widzimy kogoś bardzo długo i spotykamy tę osobę po wielu latach, wiemy w głębi serca, że łączy nas przyjaźń, która jest szczera i prawdziwa, nie interesowna, tylko Boża. To bardzo piękne! Ludzie, którzy przyjeżdżają do Medziugorja czują się kochani, życzliwie przyjęci, odnajdują przyjaźń, czasami swoją drugą połowę. Zdarza się że właśnie tutaj młodzi ludzie spotykają swoją przyszłą żonę czy męża i wspólnie zaczynają nowe życie, z niemałym trudem, modlą się i kochają Boga, wypełniają prośby Matki Bożej, umieszczają Pismo Święte w widocznym miejscu. Pamiętam młodego człowieka, który przyjechał do Medziugorja, bo nosił się z zamiarem wstąpienia do seminarium, poznał tutaj dziewczynę – to było 8-9 lat temu. Teraz są już małżeństwem i mają siedmioro dzieci. Teraz mówi się, że lepiej nie mieć dzieci, bo nie wiadomo, co się będzie działo. A ludzie, którzy kochają Boga nie tracą nadziei, bo idą za Słowem Bożym.

O.L.: Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela…

M.: Niektórym się wydaje, że dziecko to ciężar. A w tych dniach cały plac przed kościołem jest zapełniony ludźmi, z tyłu widać biegające dzieci. Są całe rodziny, nieraz widać rodziców z 5 czy 6 dzieci, bo mamy czas wakacji. Modlą się, są razem – i nie boją się przyszłości. Bo swoją przyszłość  zawierzyli Jezusowi i Matce Bożej.

O.L.: Chciałbym zadać ci osobiste pytanie: czy w ciągu 41 lat codziennych objawień zdarzyło się, że Matka Boża cię skarciła?

M.: Tak. Matka Boża chce żebyśmy się poprawili. Pamiętam, jak kiedyś zwróciła mi uwagę, tak samo jak Ojciec Slavko, który był moim kierownikiem duchowym. Powiedział, że nieporządek na zewnątrz jest odzwierciedleniem naszego wnętrza. Powinniśmy być obrazem Boga, w sprawach drobnych i wielkich. Często narzekamy, że nie chcemy takiej czy innej rzeczy w naszym życiu. Na przykład ostatnio pojawili się uchodźcy z Ukrainy, jest dużo matek z dziećmi. Nie mogą się doczekać, kiedy będą mogli wrócić, żeby odbudować zniszczone domy i znowu żyć u siebie. Rozmawiałam wczoraj z pewną kobietą z Ukrainy. Powiedziała, że pragnie mieć w domu figurkę Matki Bożej. Powiedziałam, że dostanie taką figurkę ode mnie i że poproszę Matkę Bożą, żeby ją pobłogosławiła. Ta kobieta była tak zszokowana, w pozytywnym sensie, że to był dla niej istny cud. Dla jednej osoby to tylko drobiazg, wydatek rzędu 10 euro – a dla drugiej osoby tak ogromna radość.

Nie chodzi o to, żeby pozbyć się z domu jakiegoś przedmiotu, który nam zawadza, a należał do rodziców, dziadków czy pradziadków i znaleźliśmy go na strychu. Tu chodzi o to, żeby dać radość drugiemu człowiekowi. Jest wiele osób, które chcą mieć w domu wizerunek Jezusa, Matki Bożej czy Ducha Świętego, żeby umieścić go w widocznym miejscu, żeby modlić się i w ten sposób okazywać miłość Bogu, także za pośrednictwem świętego obrazu. W naszym domu, około godziny trzeciej po południu, także po to, żeby mieć chwilę przerwy i nieco odpocząć od codziennych zajęć, odmawiamy koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ale przecież nie bez obrazu Jezusa Miłosiernego! Mamy w domu takie miejsce, gdzie umieściliśmy ten obraz i tam się spotykamy odmawiając koronkę do Bożego Miłosierdzia. W ten sposób nasz dzień zaczyna się zmieniać, pojawia się modlitwa, poranna i wieczorna, modlitwa w trakcie podróży samochodem, modlitwa przed posiłkiem. Jest wiele takich chwil.

Niedawno pewien młody mężczyzna powiedział mi, że jadąc samochodem, do końca życia będzie pamiętał te chwile z dzieciństwa, kiedy gdzieś ze mną jechał, a ja mówiłam: „Jestem taksówką, a żeby zapłacić za kurs teraz odmówicie trzy „Zdrowaś Maryjo”. Teraz jest już dorosły i tak mu to zapadło w pamięć, że kiedy wsiada do samochodu, niemal automatycznie odmawia trzy razy „Zdrowaś Maryjo”. Jest sam, nikt mu nie każe tak robić, nikt go nie zmusza – jak to się zdarzało w dzieciństwie, a on z własnej i nieprzymuszonej woli odmawia tę modlitwę. Bo trzeba przyznać, że nieraz musimy coś dzieciom nakazać, na zasadzie: „My jesteśmy starsi i macie być posłuszni”.

O.L.: Jeszcze jedno pytanie – ostatnie i najważniejsze: czy uważasz, że ta wojna może się skończyć, jeśli będziemy wytrwale się o to modlić?

M.: Jakżeby nie! Matka Boża wiele razy nam to mówiła, kiedy tu u nas była wojna: im więcej się modlicie i pościcie, tym szybciej skończy się wojna. A my w to głęboko wierzymy. Wciąż przybywają pielgrzymi z Ukrainy, także w ostatnich dniach. Modlimy się o pokój i wierzymy głęboko, że pokój jest możliwy.

O.L.: Powinniśmy zatem zachować pogodę ducha! Matka Boża nad wszystkim czuwa, a modlitwa czyni cuda, może także powstrzymać wojnę. Być może trzeba więcej wiary...

M.: Modlimy się. Wiemy, że diabeł nie śpi. Wojna, niezgoda, zamieszanie – to wszystko są dzieła diabła. Doskonale to widzimy, także na przykładzie pandemii. Ile się pojawiło waśni i podziałów, nawet w rodzinach. Ty jesteś zaszczepiony a ty nie – i kłóci się brat z rodzoną siostrą… Zamiast zajmować się Bogiem, zajmują się głupotami. Zamiast dziękować Bogu za siostrę czy brata, za to, że ma się kogoś kto mnie kocha i rozumie – bo płynie w nas ta sama krew – ludzie zaczynają się kłócić. A Matka Boża przypomina, że nasze życie jest krótkie i szybko przemija i że nasze myśli, wzrok i serce powinniśmy kierować w stronę życia wiecznego. Podobnie jest z tą wojną: zwykli ludzie tej wojny nie chcą. Dążą do niej możni tego świata, zaślepieni interesami i żądzą zysku. My tego nie rozumiemy – ale Matka Boża mówi, żebyśmy się nie bali. Nie boimy się, bo Bóg jest naszą nadzieją, Bóg jest naszą drogą, prawdą i życiem.

O.L.: Dodają nam otuchy także te słowa, które zapewniają, że warto pracować: przez swoje życie możecie przybliżyć wiele dusz do mego Syna. W gruncie rzeczy, najważniejsze jest zbawienie dusz. To jest naprawdę istotne i decydujące.

M.: Dokładnie tak! Matka Boża mówi nam, że powinniśmy dążyć do konkretnych celów. Maryja mówi, że prowadzi nas drogą nawrócenia. Droga nawrócenia kończy się dopiero w Niebie. Dopiero tam ktoś może powiedzieć, że się nawrócił. Tu i teraz staramy się o poprawę naszego życia w wymiarze osobistym, duchowym i także materialnym. Bóg dał nam sumienie, pamiętam z czasów wojny ile razy wprawiała mnie w zdumienie kreatywność Włochów. Ile razy ludzie ryzykowali życiem, niosąc pomoc w kraju ogarniętym wojną. Teraz też, w Ukrainie trwa wojna i nie brakuje ludzi wrażliwych, którzy z narażeniem życia niosą pomoc potrzebującym.

O.L.: Dziękuję ci za te piękne i prawdziwe słowa.

M.: Są w świecie siły, które chcą żebyśmy żyli jak jakieś zombie. Nie pozwólmy na to. Módlmy się do Boga, aby dał nam siłę, bo my chcemy Boga – tak jak mówią słowa pieśni: w książce, w szkole, w pracy…  Kiedy mijamy kapliczki i krzyże przydrożne, pomyślmy o tych, którzy je wznieśli. One są dziełem naszych rodziców, dziadków i pradziadków. Jesteśmy bogaci dziedzictwem pokoleń. Wojna niszczy dziedzictwo kultury, dorobek całych pokoleń i niszczy życie ludzkie. Niszczone są kościoły,  zabytki – a przecież to nasze wspólne dziedzictwo. Dzisiaj świat dąży do globalizacji. O jakiej globalizacji może być mowa, skoro każdy z nas jest inny? I na tym polega nasze bogactwo. Matka Boża powiedziała kiedyś, że chce nas ofiarować Bogu jak piękny bukiet kwiatów. Cóż takiego szczególnego jest w bukiecie kwiatów? Każdy kwiat jest inny i wspólnie różnobarwne kwiaty tworzą piękną całość.

O.L.: Ile osób mogłaś spotkać przez te wszystkie lata? Co czujesz w swoim sercu?

M.: Bogactwo! Każda osoba to odrębny świat. Niedawno spotkałam pewnego ojca rodziny, który przyjechał ze swoim jedynym synem. Chłopiec był terminalnie chory, na raka. Modliliśmy się wspólnie, przeżyliśmy razem piękne chwile. On tak bardzo pragnął być przy Matce Bożej… Modliliśmy się o zdrowie dla niego, ale on już powoli opuszczał swoje ciało: nie mógł wchodzić na Kriżewac, nie mógł chodzić na Podbrdo, był przykuty do łóżka, poruszał się z trudem… Spędzaliśmy długie godziny w jego pokoju, modliliśmy się i rozmawialiśmy o Niebie. Mówiliśmy, że mu zazdrościmy, bo już niedługo pójdzie do Nieba. Nie było w nim rozpaczy pomimo cierpienia. Otrzymał łaskę wiary i nadziei.  Starałam się opowiedzieć mu o Niebie, o tym co przeżyłam. Udzieliła mu się ta radość i tęsknota za Niebem. Jestem przekonana, że przez cierpienie przeżył swój czyściec tu, na ziemi. Jest wiele osób, które nas wyprzedziły. Są ludzie, których poznaliśmy, gdy byli dziećmi, teraz są już dziadkami. Najważniejsze jest to, żeby przejść przez życie z Bogiem i Matką Bożą. Przygotowujemy się teraz do Festiwalu Młodych – a kiedy mamy Boga w sercu, jesteśmy zawsze młodzi. Nawet w wieku 90 lat!

Marija i o. Livio odmówili na koniec Magnificat oraz Chwała Ojcu, i o. Livio udzielił błogosławieństwa.

 

 

     
  • Bieżące wydanie w formacie PDF "Echa Medziugorja" zawiera tylko 1 stronę wydania papierowego. Osoby zainteresowane otrzymywaniem pełnej wersji „Echa” drogą elektroniczną, proszone są o podanie swoich danych ... (czytaj więcej)